czwartek, 20 lutego 2020

Moje podróże z dziecięcych lat...

Jak już z wcześniejszych moich postów wiecie, poruszam się na wózku, lecz nie zawsze tak było...Kiedyś, może to niewiarygodne ale chodziłem, ba nawet biegałem(!!) i co roku jeździłem w góry i nad morze. Pamiętam bardzo dobrze nadmorską miejscowość letniskową Darłówko, które było słynne z mostu zwodzonego z XVIII wieku.
                                                                                         
Ech, to była prawdziwa perełka architektoniczna... Kiedy do portu wpływały, bądź z niego wypływały statki a most był podniesiony to na obu jego przyczółkach odbywały się krótkie występy artystyczne. Most ten niestety zastąpiono nowszym, już nie tak malowniczym. Most ten mieszkańcy Darłówka nazwali: UFO, z racji wieży sterującej mostem.
                                                   


Jeździłem także do Zakopanego w Tatry, a więc w najwyższe góry w Polsce. Jeździłem tam bynajmniej nie po to, aby przejść się po Krupówkach
                                        

 czy przejechać się kolejkami na Kasprowy Wierch czy na Gubałówkę.
                                                   


                                                    

 Ja miałem o wiele bardziej wygórowane cele... Jednego roku na przykład przeszedłem szlakiem z Morskiego Oka przez Świstówkę do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Innym razem byłem na Giewoncie, co prawda krzyża nie dotknąłem ale moje marzenie aby tam być się ziściło. 
                                                    

        
                                                            Picasso.   
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz