piątek, 21 lutego 2020

Letnia tęsknota za działką...

                                                        
   
Jeszcze rok temu cieszyłem się z letniej kanikuły na działce. Jeździłem sobie po działkach, istna wolność, a w tym roku co?! Połowa sezonu letniego za nami, upał nie do spiłowania a ja muszę się kisić w tym "domowym pierdlu"!! To poniekąd skłoniło mnie do napisania tego postu... W tym miejscu muszę przeprosić za niecenzuralne słowa, ale po prostu szlag mnie trafia kiedy pomyślę że w przyszłym roku ta sama sytuacja może się powtórzyć. Mówią mi niektórzy, że lepiej siedzieć w domu w takie upały... Ale ja z doświadczenia wiem że nawet w najgorsze upały, za miastem owszem jest ciepło, ale znośnie bo to wietrzyk zawieje a jeśli nawet wiatru nie ma to od czasu do czasu się zachmurzy i wtedy deszcz pada. Wtedy to rankiem, po wieczornym deszczu tak pachnie Maciejką, że aż coś.    
                                                    
                                                                Picasso
     

Zapomniana Poznańska Wenecja...

Jeszcze do roku 1968 rzeka Warta przepływała przez Poznań innym korytem. Koryto to biegło bliżej Starego Rynku, tzw. Zakolem Chwaliszewskim i przebiegało niemalże tuż przy samych budynkach mieszkalnych. Toteż Poznań często nazywany był Poznańską Wenecją:
                                                     

Warta płynęła tym korytem od zawsze i stanowiła można tak powiedzieć "granicę" miedzy Chwaliszewem i Poznaniem. Było tam bardzo malowniczo, po Warcie pływały jeszcze wtedy barki a z Poznania do Puszczykowa kursowała "Dziwożona", statek wycieczkowy.                                              

 Rzeka była wtedy jeszcze taka czysta że w wyznaczonych do tego miejscach można było się kąpać. Niestety taka bliskość od Starego miasta zmusiła ówczesne władze Poznania do wyprostowania Warty na odcinku Zakola Chwaliszewskiego. Operację tą musiano przeprowadzić z powodu powodzi jakie co roku groziły Staremu  Rynkowi. W zapomnienie poszło nie tylko Zakole i most Chwaliszewski ale także klimat tamtego miejsca. Dzisiaj w tym miejscu są chaszcze i półdziki parking i tylko resztki murów oporowych oraz Złoty krzyż Chwaliszewski (dzisiaj drewniany) przypominają o  świetności tamtego miejsca.
                                                  
   
 Poniekąd Most Chwaliszewski stanowił przeprawę mostową  między Poznaniem a Chwaliszewem, to jednak aby się dostać na Ostrów Tumski trzeba było przejechać Chwaliszewo, Most Cybiński i od tyłu Katedry dostać się na Ostrów Tumski. 
                                                   


                                                                              Picasso
 
 
 
 
 

       
                                                       
                  

Spacerem wzdłuż jeziora Kierskiego...

 Kiedy jeszcze byłem na tyle sprawny, aby wyruszać gdzieś w okolice zielone Poznania, wyruszałem najczęściej autobusem do Krzyżownik, nad jezioro. W tym miejscu muszę nadmienić, że jezioro to jest typu rynnowego, wąskie i długie. W dodatku ukształtowanie terenu w tym miejscu wskazuje na to, że jest to jezioro polodowcowe. Na jednym jego krańcu leży Kiekrz a na drugim wspomniane już  Krzyżowniki. Do jednego jak i drugiego można dojechać autobusem, ale ja niemal zawsze wybierałem spacer, brzegiem jeziora...
                                                    

 Dlaczego...? Ponieważ droga, co prawda jest długa ale wiedzie lasem... Toteż jest cisza, spokój i tylko słychać trele ptaków w koronach drzew a że droga wiedzie prawie brzegiem daje się odczuć nawet w upalne dni lekką bryzę wiejącą od jeziora. Drugi powód jest taki, że prawie każdego razu wracałem z Kiekrza pociągiem. Mimo że z  dworca kolejowego w Poznaniu miałem do domu spory kawałek drogi...

                                                         Picasso   

                                          

Wycieczki górskie nie tylko po Tatrach...

                                     Wyprawa na Śnieżnik.

Prawie zawsze, co roku jeździłem z rodzicami w góry. Były to najczęściej Tatry... Lecz także były to Pieniny, w które jeździłem na organizowane przez Polskich poligrafów rajdy. Jednak któregoś roku pojechałem z Tatą na zimowe ferie w Sudety, na Śnieżnik. Aby tam się dostać pojechaliśmy z Tatą pociągiem do Wrocławia gdzie mieliśmy przesiadkę do Kłodzka. W Kłodzku przesiedliśmy się na autobus do Międzygórza. Z którego, po obiedzie i zostawieniu u spotkanych "Zaopatrzeniowców schroniska" swoich plecaków ruszyliśmy na bajecznie wyglądający szlak. Szlak ten przebiega lasem, także drzewa miały piękne, połyskujące w Słońcu białe ubranka i czapy ze śniegu.
                                                    
            
 Wyglądały przecudnie... Mieliśmy już za sobą większość wędrówki, gdy dogoniły nas sanie z zaopatrzeniem. Ponieważ ja byłem już nieco zmęczony, za zgodą wozaków wskrabałem się na sanie i tak dotarłem do schroniska.
                                                
      
 Ponieważ schronisko znajduje się pod Śnieżnikiem, po zaaklimatyzowaniu się, nazajutrz ruszyliśmy na szczyt. Masyw Śnieżnika nie na darmo  tak się nazywa(...) droga na szczyt wiedzie bowiem wykopanym w śniegu korycie a im bliżej szczytu tym niższe drzewa są po czubek zasypane śniegiem.    

                                                             Picasso     
                                                        





Tam i z powrotem...

Długo się zastanawiałem, czy w ogóle podejmować ten temat. Bo temat ten w pewnych kręgach jest nieco drażliwy. Chodzi mi tutaj szczególnie o kręgi lekarskie...

Kiedy, któregoś roku, mimo usunięcia wodogłowia i wszczepieniu zastawki stan mojego zdrowia bardzo się pogorszył, postanowiłem udać się do lekarza neurochirurga, który przeprowadzał u mnie tą operację. Chciałem bowiem aby mnie przyjął na oddział i sprawdził co jest z tą zastawką. On po zbadaniu mnie stwierdził, że jest to choroba przewlekła i dla takich jak ja nie ma na oddziale miejsca. Czekaj, czekaj mówiłem sobie w myślach, jeszcze tu wrócę... A wtedy będziesz musiał mnie przyjąć. Oczywiście następnego dnia historia z bólem się powtórzyła... Jednak tym razem ból głowy był nie do zniesienia, dosłownie czułem jak mi włosy dęba na głowie stają. Wtedy zostałem odwieziony karetką do szpitala im. Józefa Strusia przy ulicy Szwajcarskiej. Tam co prawda nie ma oddziału neurochirurgicznego ale jest oddział neurologii. Tam dopiero się mną zaopiekowali. Ale takiej opieki jak tam, nie życzyłbym największemu wrogowi. Pewnej nocy na przykład, kiedy z powodu dolegliwości bólowych jęczałem z bólu, piguły z nocki przewiozły mnie z sali gdzie leżałem do świetlicy, nie informując o tym fakcie lekarza. Kiedy odbarczenie lekami w kroplówce nie dały żadnego rezultatu postanowiono skonsultować się z profesorem kliniki neurochirurgicznej szpitala przy ul. Przybyszewskiego. On, kiedy mnie zbadał, powiedział tylko "do karetki i na Przybyszewskiego"! W karetce zapadłem w śpiączkę i dopiero po dojechaniu do szpitala przy Przybyszewskiego i odciągnięciu mi dwudziestu mililitrów płynu rdzeniowo-mózgowego doszedłem do siebie. I tak jak w tytule tego postu, musiałem jechać tam aby na właściwe leczenie wrócić z powrotem. Ale skutki tamtej pomyłki lekarskiej odczuwam do dziś.

                                         Picasso

                        Wycieczki po Tatrach...


                                   Wycieczka na Kościelec...


                                                


               

Bardzo chciałem wejść na Giewont, którego masyw widać było zanim pociąg wtoczył się na stację w Zakopanem. Jednak wcześniej poszliśmy z Tatą na Kościelec. W tym celu musieliśmy dostać się kolejką na Kasprowy Wierch, aby potem przejść na Halę Gąsienicową z której po krótkim odpoczynku ruszyć na Kościelec. Pogoda tamtego dnia była wymarzona na wędrowanie po górach. Słońce pięknie świeciło, wietrzyk lekko wiał i nic, dosłownie nic nie zapowiadało późniejszego załamania się pogody. Ale w górach pogoda jest kapryśna... Tak było i tym razem. Gdy wspinaliśmy się po wąziutkiej dróżce nagle się zachmurzyło i zaczął padać deszcz potem spadła temperatura i zaczął sypać śnieg. A żeby tego było nie dość, po kilku dalszych minutach temperatura jeszcze bardziej spadła i zaczął padać grad. Potem to już było tylko gorzej bo nagle się ociepliło i naszła taka mgła że na wyciągnięcie ręki nic nie było widać. To poniekąd nas uratowało, gdyż tego że jesteśmy na wąziutkiej ścieżce mieliśmy świadomość i tego że za plecami mamy pionową ścianę też. Ale tego że z drugiej strony czai się przepaść nie. Na szczęście byliśmy na tyle przezorni że związaliśmy się paskiem. I w tenże sposób krok po kroku, wolniutko przeszliśmy ten newralgiczny odcinek. Kiedy byliśmy już bezpieczni mgła się uniosła odkrywając dwie rzeczy piękny widok i to, że od tragedii dzieliły nas setne części centymetra.
                             Picasso
                                                                            

                                                                               

Trudne początki w tkactwie...

Jestem osobą niepełnosprawną fizycznie od urodzenia, a jednak też mam swoje zajecie. Niektórzy powiedzą, co taka osoba może robić(...?) i tu być może zaskoczę ludzi którzy w to wątpią. Otóż po ukończeniu szkoły, kiedy okazało się, że nie mogę się dalej kształcić aby zdobyć jakikolwiek zawód postanowiłem zabrać się za coś co mógłbym w życiu robić. W końcu po długim namyśle, rozważaniach za i przeciw wybrałem tkactwo. W tym celu udałem się do Pracowni Gobelinu Artystycznego, gdzie pod okiem instruktora zacząłem tkać.
                                                  
      
Instruktor początkowo krzywo na mnie patrzył i odradzał mi tego zajęcia, że niby sobie nie poradzę. Ja jednak wierzyłem że sobie poradzę. Dzisiaj, kiedy choroba przykuła mnie do wózka mam jakieś zajęcie, gdyż w domu powstało jeszcze mnóstwo gobelinów. Oto niektóre z nich, które powstały już w domu.
                                                    


I bodaj najpiękniejszy z nich:                                                                              
                                                                     
                                                                                 Picasso