sobota, 19 września 2020

Moje dni na Przybyszewskiego  policzone...

                                                             

Czekałem, czekałem i się doczekałem... Dokładnie za dziewięć dni przeprowadzam się na nowe lokum. Czy się boję(...?) Nie, bo każdy kto chociażby przez dwa lata był uwięziony w domu, bez możli-wości wyjścia na powietrze i kontaktu z innymi ludźmi zrozumie mnie. Człowiek jest istotą stadną i przebywanie w odosobnieniu mu nie służy, a wręcz przeciwnie. W dodatku, kiedy jest zmuszony przez przypadek losowy do leżenia co weekend w łóżku to nic tylko... Skończyć ze sobą. I tylko ludzie którzy mają silną osobowość lub tacy, jak na przykład ja mają zapewnioną dożywotnią przyszłość nie poddadzą się. 

                                                      Picasso    

niedziela, 13 września 2020

                                   

 Mniszka-Brudnica, wakacje i grzyby.

Oprócz tego że wyjeżdżałem z Rodzicami w góry i nad morze, wyjeżdżałem też na biwaki. Najczęściej były to obszary Puszczy Zielonki, niedaleko Poznania. Jednak któregoś roku moi "Wujkowie" namówili nas na biwak w Puszczy Drawskiej, nieopodal Człopy. Na miejsce biwaku przyjechaliśmy wczesnym popołudniem... Po rozpakowaniu i rozbiciu namiotu, Rodzice poszli jeszcze na spacer a ja położyłem się spać. Następnego ranka dało się słyszeć ze wszystkich drzew miliony żuwaczek... Okazało się że ten las zaatakowany został przez Mniszkę-Brudnice, motyla którego larwy żerowały na drzewach, ogałacając je z liści i igliwia. A żeby tego było mało to co jakiś czas spadały na Ziemię larwie odchody... Fuj ohyda!! (...) siedzisz sobie przy porannej kawie czy herbacie, a tu Ci leci deszcz odchodów. Lecz coś za coś, tamtego roku w tamtych lasach był istny wysyp grzybów... No i któregoś ranka Tata wyszedł z namiotu niby za potrzebą i(...) przepadł jak kamień w wodę. Kiedy długo nie wracał wszyscy myśleli, że poszedł od razu na grzyby. Jednak kiedy do obiadu nie wrócił zaczęliśmy się poważnie niepokoić, co się z nim stało...? Kiedy wreszcie przyszedł późnym popołudniem, zmęczony, głodny i spragniony zjadł kolacje napił się i poszedł spać. Dopiero następnego dnia Tata opowiedział nam, jaka przygoda go spotkała... Otóż rzeczywiście, poprzedniego dnia wyszedł z namiotu za potrzebą i tu grzybek tam grzybek... I nawet nie zauważył, jak zanadto oddalił się od obozowiska. Chcąc odnaleźć drogę powrotną zaszedł nawet na pobliskie bagna. Szczęśliwie wydostał się z nich i dopiero napotkani ludzie wskazali mu właściwą drogę... Po tych wskazówkach późno bo późno, szczęśliwie wrócił do obozu.

                                                    Picasso          

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Wakacyjny czas się kończy...

Co poniektórzy, tak jak ja, mają ten okres poza sobą. Mowa w tym miejscu o końcu letniej kanikuły i powrocie w ławy szkolne... Bardzo dobrze pamiętam te czasy, jakby to wczoraj było... Już od połowy sierpnia była lekka nerwówa, bo to podręczniki trzeba było zakupić, zeszyty oprawić. Takimi rzeczami zwykle zajmowali się rodzice a dzieciarnia w tym czasie korzystała z "ostatnich chwil wolności", aby pierwszego września udać się na uroczyste rozpoczęcie kolejnego roku szkolnego. Lecz wróćmy na chwile do początku którychś moich wakacji... Któregoś roku czerwiec był bardzo ciepły i wśród uczniów krążył jeden temat: kiedy w końcu te wakacje....? Kiedy w końcu ten ostatni, upragniony dzwonek wybrzmiał, lato okazało się zimne i deszczowe. Aby tego było mało, poranna audycja radiowa ciągle puszczała przebój tamtego lata pt. "Żegnaj lato na rok". 

                                                    

Po wyemitowaniu po raz pierwszy tej piosenki niektórzy słuchacze mieli za złe, że piosenkarka wywróżyła tą piosenką taką złą pogodę na lato. Bo we wrześniu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wypogodziło się.  
                                                         Picasso     

środa, 26 sierpnia 2020

Blogger'owe niepotrzebne rewolucje...

Od jakiegoś czasu dochodzą do mnie niepokojące wieści, dotyczące nowego interfejsu bloggera. Jedni twierdzą że ten nowy interfejs jest po prostu do bani, ani nie można wkleić tam żadnego pliku ani nie ma na nim tych samych czcionek co na starszej wersji... Po prostu lipa! Jednak ja sądzę (mogę sie mylić) że, firma zarządzająca bloggerem z biegiem czasu wszystko poprzenosi na nowszą wersje. Bo niepodobna aby tylu blogerów straciło nagle dorobek swej wieloletniej "twórczości". Ja zacząłem prowadzić swojego bloga dopiero w tym roku, ale mam kolegę, który bloga prowadzi od 2016 roku. Bardzo sie w to zaangażował i teraz co miałoby to wszystko przepaść?  Ale pożyjemy zobaczymy, póki co działają oba interfejsy. Na przykład ja, aż do wyjaśnienia tego zamieszania będę pisać na starym interfejsie i publikować już na nowym. 

                                                             Picasso

środa, 15 lipca 2020

Taki mały, a już taki bystry...

Było to kilkadziesiąt lat temu... Do kin weszła niedawno czwarta część Gwiezdnych Wojen, Nowa nadzieja. Ponieważ ja z moim młodszym bratem, Krzyśkiem (miał wtedy cztery może pięć lat) bardzo lubiliśmy ten film... Postanowiłem, że za zgodą rodziców, zabiorę go na ten film. Kino w którym grali ten film było dość daleko, bo na al. Marcinkowskiego a więc na Starym Mieście. My mieszkamy na Jeżycach, a więc do kina mieliśmy spory kawał drogi... Jednak chęć obejrzenia była od nas silniejsza, musieliśmy raz jeszcze go zobaczyć. Wszystko układało się bardzo dobrze, do momentu kiedy to po filmie musiałem udać się "za potrzebą"... Poprosiłem więc sprzątaczkę kina aby przez moment miała na niego oko. Bratu zaś powiedziałem aby był grzeczny i oglądał sobie plakaty. Jednak kiedy wróciłem, po sprzątaczce ani, (o zgrozo!) tym bardziej po bracie śladu nie było. Zacząłem więc szukać go... Gdybym wtedy wiedział, gdzie go "poniesie" to byłbym spokojny, a tak? Szukałem go, a w głowie układałem sobie wytłumaczenie na wypadek gdybym go nie znalazł. Robiło się coraz później... Zmęczony, zdenerwowany wróciłem do domu. Byłem przygotowany na słuszną bure. Zadzwoniłem do drzwi mieszkania, a nogi miałem jak z waty... Otworzył mi Tata(...) nareszcie wróciłeś, bo twojego braciszka nie wiadomo czemu policja przywiozła gdyż błąkał się po Starym Rynku, twierdząc że idzie do babci. Jak jedno się wyjaśniło to musiałem rodzicom wyjaśnić dlaczego po filmie się rozdzieliliśmy. Kiedy rodzice poznali przyczynę rozdzielenia, postanowili że odstąpią od kary. Ja jednak chciałem wiedzieć co działo się z moim bratem po filmie. Rodzice mi opowiedzieli co im policja przekazała... Brachol skorzystał z nieuwagi sprzątaczki i wyszedł z kina jakby nigdy nic i... Przez nikogo nie zatrzymywany zszedł ulicą Paderewskiego na Stary Rynek i dopiero tam został zatrzymany przez patrol policji. A na podstawowe pytania w takich razach, to wszystko wiedział... Natomiast na pytanie gdzie idzie, powiedział że do babci na ulicę Za Bramką. Policja upewniła się, że faktycznie pod tym adresem mieszka nasza babcia, po czym na komendzie spisali raport i odwieźli go do domu. Jak ja to usłyszałem to aż mnie ciary przeszły i pomyślałem sobie tylko, dobrze że to się tylko tak skończyło.

                                                             Picasso

poniedziałek, 6 lipca 2020

Klątwa Zamku Królewskiego w Poznaniu...

Wychodząc ze Starego Rynku ulicą Zamkową, dojdziemy do muru, okalającego niegdyś potężny zamek z XIII wieku. W murze tym widoczne jest zamurowane wejście. Takich wejść, oprócz tego, jest jeszcze trzy. Prowadzą one do znajdujących się i rozchodzących pod całym starym miastem głębokich lochów. Lecz o tych lochach później... Zamek ten był własnością krótko, bo zaledwie rok panującego, króla Polski Przemysła II. Legenda związana z tym zamkiem mówi że król był wobec Ludgardy, jego trzeciej żony bardzo zaborczy i nieufny. Po kolejnej kłótni z królem Ludgarda zapowiedziała swojemu mężowi że, jeśli jej choćby ćwierć włosa z głowy spadnie to zamek popadnie w ruinę i nikt, nigdy nie odnajdzie rycin ani planów zamku... Natomiast król "straci swoją koronę". Babskie gadanie pomyślał król i postanowił ukarać królową. Jest wiele wersji, jak król "ukarał" Ludgardę. Jedna z nich opowiada, że na wracającą do zamku Ludgardę napadli wynajęci przez króla knechci... Zabili królową a jej ciało wrzucili do lochu. Inna wersja mówi, że Ludgarda została otruta podczas kąpieli. Jak było naprawdę(...) rożnie mówią. Prawda jest taka że król faktycznie stracił swoją koronę, kiedy zginą w zamachu w Rogoźnie. Natomiast po śmierci króla faktycznie zamek popadł w ruinę i nie wiadomo jak on wyglądał. Co prawda stoi na Górze Przemysła Zamek, ale jest to budynek kompletnie nie pasującym do otoczenia poznańskiej starówki. A więc poniekąd klątwa rzucona przez Ludgardę na ten zamek spełniła się.
                                                           
                    
                                                                  Picasso

poniedziałek, 29 czerwca 2020

                                 WAKACYJNIE!                                               

A więc mamy już od pięciu dni lato. Ta pora roku kojarzy się z waka-cyjnymi wyjazdami w góry i nad morze... Niektórzy też preferują wyjazdy pod namiot lub na działkę. Ja miałem to szczęście, że pomimo mojego kalectwa Rodzice zabierali mnie we wszystkie te miejsca. We wszystkich tych miejscach było bardzo pięknie. Jednak wszystko co piękne i dobre szybko się kończy, tak było i tym razem... W końcu stan mojego zdrowia na tyle się pogorszył, że jeździliśmy już tylko na działkę... Działkę mamy nieopodal lasu, także jak tylko wjeżdżałem w granice lasu "uderzał" we mnie specyficzny zapach. Jest to zapach (jakby kto nie wiedział) mieszanką zapachu grzybów i butwiejących roślin.  Ten zapach był tym intensywniejszy, jeśli w nocy padał deszcz a za dnia świeciło słońce. 

                                                       Picasso                     

czwartek, 25 czerwca 2020

Trzeba być odważnym...

A więc jestem już po poważnej rozmowie z Tatą. Muszę przyznać, że nie sądziłem że się zgodzi.  Dlaczego wybrałem dzień moich okrągłych urodzin na wyjawienie Mu swoich planów...? Gdyż miałem nadzieję, że jak wyjawię, jaki mam pomysł właśnie tego dnia to ujdzie mi to na sucho. I nie myliłem się... Poinstruowany wcześniej przez moją opiekunkę, że to ja mam zacząć temat naszej przeprowadzki na Konarskiego, posłuchałem Jej... I na urodzinowej kawie, na którą zaprosiłem moją opiekunkę i Chrzestną odczekałem aż rozmowa nieco ucichnie i wypowiedziałem swoją kwestie, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.Tata już chciał otworzyć usta, lecz nie zdążył wydusić z siebie ani słowa. Opiekunka wyjaśniła mu że, jeśli się nie zgodzi to byłoby to równoznaczne z wprawieniem w okna krat, Chrzestna też dorzuciła swoje trzy grosze poparcia dla mnie i Tata chcąc nie chcąc musiał się zgodzić. Kiedy już miałem tą najważniejszą rozmowę za sobą przyszedł czas na dalsze działania. W związku z tym trzeba było poinformować MOPR o decyzji jaką podjąłem. I nie minął tydzień jak, mimo Pandemii, przyszła do mnie moja socjalna z dokumentami do podpisania.  Także teraz, kiedy już jestem wciągnięty na listę z niecierpliwością czekam momentu przyjęcia do DPS-u. A tak nawiasem mówiąc to była jedyna sensowna decyzja, bowiem prawdopodobnie żaden niepełnosprawny ze schorzeniem somatycznym nie wytrzymałby w domu; wiem to z własnego doświadczenia. 
                                       
                                                           Picasso

czwartek, 21 maja 2020

Za rok, może dwa moje życie się odmieni...

Kiedy w Październiku ubiegłego roku zaproponowano mi umieszczenie nas w D. P. S-ie, nawet słyszeć o tym nie chciałem. Ale po wnikliwym przemyśleniu sprawy, rozważeniu wszystkich za i przeciw doszedłem do wniosku: a czemu nie, warto by spróbować... Zwłaszcza że jak mam być skazany na "domowe dożywocie" lepiej za wczasu o Tatę i o mnie zadbać. Chociaż nie rozmawiałem jeszcze na ten temat z Tatą, bo muszę przyznać bardzo się tej rozmowy boję, ale mam już pewien plan. Plan ten uruchomię w życie dnia 28 maja. Czemu akurat tego dnia chmm, no cóż tego dnia obchodzę okrągłe urodziny więc będzie sposobność do przeprowadzenia z Tatą bardzo poważnej rozmowy co do naszej przyszłości. I mam nadzieję, że jeśli mu na mnie choć trochę zależy to się zgodzi na ten plan.
                                                                 Picasso  

wtorek, 19 maja 2020

Początki Ziemi-Błękitnej planety... część II

A więc przyszła Ziemia miała już wodę i zaczątki pierwszych lądów, ale na powierzchni wciąż panowała "toksyczna atmosfera". Nasza planeta wciąż była bombardowana przez meteoryty które teraz oprócz kryształów lodu przynosiły także prymitywne proteiny, aminokwasy, minerały i węgiel. Cały ten "materiał" lądował w wodnych głębiach. Z czasem na dnie utworzyły się dziwne "kominy" przez które wydobywała się gorąca ciecz. Ta ciecz wynosiła na płytszą wodę wszystko to, co przyniosły meteoryty... Nie wiadomo jak i kiedy, ale te substancje połączyły się i powstało życie. Teraz woda pełna była mikroskopijnych organizmów. Te jednokomórkowe bakterie to najwcześniejsze formy życia na Ziemi. Przez setki milionów lat nic się nie zmieniało, do czasu... Kiedy to około 3,5 miliarda lat temu na płytszych wodach, tam gdzie docierały promienie Słoneczne rozwinęły się góry Stromatolitów. Te kolonie gór były niczym innym jak koloniami żywych bakterii. Te prymitywne bakterie zamieniały dwutlenek węgla i światło Słoneczne w prosty cukier a Tlen był jedynie produktem ubocznym tego procesu. Ten proces trwał przez około czterech milionów lat... Mega ocean zdążył się w tym czasie nie tylko natlenić ale także nadmiar Tlenu uwolnić do atmosfery. Paradoksalnie, ale bez tych stromatolitów nie było by życia na Ziemi. Każdy nasz oddech zawdzięczamy tym prymitywnym bakteriom. Przez następne 2 miliony lat rósł poziom Tlenu. Na skutek ciągle oddalającego się Księżyca Ziemia obracała się coraz wolniej. Teraz dzień trwa 16 godzin. Czas biegł do przodu, pod pradawnym oceanem ciśnienie gorącego jądra Ziemi było tak silne że skorupa Ziemska popękała na rozległe płyty tektoniczne. Płyty te dryfowały przez 400.000000 lat, a znajdujące się na nich wysepki zbijały, w coraz większe wyspy, aż w końcu utworzyły jeden super kontynent zwany Rodinią. Na tym super kontynencie temperatura dochodziła do 30 stopni. Stromatolity nadal “pompowały” tlen do atmosfery... Lecz ta pra Ziemia mimo wszystko przypominała raczej Marsa niż coś co w przyszłości miało być Ziemią. Aby znaleźć życie musimy  się przenieść w czasie o 750000000 lat... Na terenie dzisiejszego stanu Washington potężna siła rozrywa Rodinie... Za to odpowiedzialne było gorące jądro Ziemi, gorętsze niż powierzchnia Słońca...

                                                   
Picasso    

czwartek, 2 kwietnia 2020

Początki Ziemi-Błękitnej Planety...

Nasz dom, Ziemia(...) jedyna planeta we Wszechświecie na której rozwinęło się życie. Ale nie zawsze tak było, ponad 5,5 mld lat temu Ziemi nie było. Przy dopiero co narodzonej nowej gwieździe, naszym Słońcu,  unosił się pył kosmiczny z którego grawitacja utworzyła małe głazy. Te głazy i pył w ciągu milionów lat utworzyły kulę płynnej masy. Nie była to, przynajmniej na razie, Ziemia którą znamy dziś. Przypominała raczej piekło z około 1200 stopniami Celsjusza na powierzchni... Nie było powietrza wszędzie unosił się tylko dwutlenek węgla, azot i para wodna. Na domiar złego w stronę Ziemi leciała młoda planeta Thea która uderzyła w Ziemię z prędkością 15000 km/s. Prędkość grawitacyjna odkształciła powierzchnie Ziemi wyrzucając w przestrzeń biliony ton odłamków, które uformowały się w pierścień wokół Ziemi. Z tego pierścienia po około dalszym tysiącu lat uformował się Księżyc. Tamten Księżyc, który orbitował bliżej Ziemi bo około 22000 kilometrów a nie jak dziś 400000  powodował to że nasza planeta wirowała znacznie szybciej. Doba trwała wtedy 6 godzin a nie jak dziś 24. Aby zrozumieć dlaczego Ziemia zwolniła swój bieg musimy "przenieść się w czasie", o dalsze 1000000 lat. Kiedy to oddalający się księżyc spowodował że Ziemia zaczęła zwalniać i ten proces trwa do dziś. Jednak to nie był koniec, lecz raczej początek... Z przestrzeni kosmicznej na skorupę Ziemską zaczęły spadać pozostałości po "narodzinach układu Słonecznego", mianowicie deszcz meteorów. Ten deszcz meteorytów, padający przez 20000000 lat przyniósł czynnik bodaj chyba najważniejszy dla rozwoju życia mianowicie krople zamarzniętej wody. Małe kryształy lodu w zetknięciu z ciepłą jeszcze powierzchnią Ziemi parowały. Jednak do pewnego momentu... Kiedy Ziemia na tyle ostygła że mogła się zbierać na powierzchni woda, wyglądała już bardziej znajomo, chociaż nadal była niebezpieczna z powodu mega sztormów jakie szalały na ówczesnej Ziemi. Te mega sztormy spowodowane były wciąż nadmierną bliskością Księżyca. Kiedy Księżyc z czasem się oddalał Ziemia zaczęła zwalniać a fale cichnąć. Z czasem z pod wody zaczęły wyłaniać się wysepki stopionej lawy. Z biegiem lat te wysepki połączyły się, aby stworzyć zaczątki lądów.

                                                              Picasso
                                                                      
                                                                   C. D. N
                                                                  
                                                                       

poniedziałek, 16 marca 2020

                                         
 

Jak powstał Ziemski Księżyc...?

Teorii na temat powstania Księżyca jest bardzo wiele. Jedna z nich mówi i ta jest chyba najbardziej prawdopodobna, teoria wielkiego zderzenia. Około 4,533 miliarda lat temu w młodą, dopiero co uformowaną Ziemię uderzyła proto-planeta Thea. Thea była na tej samej orbicie co Ziemia i wielkością dorównywała Marsowi. Jednak, z powodu zawirowań oscylacyjnych w końcowej fazie nie mogła utrzymać swojej pozycji i uderzyła w Ziemię pod kątem około 60 stopni. To zderzenie było katastrofą która zniszczyła całą ówczesną powierzchnie obu ciał. Zderzenie to, w którym Ziemia najmniej ucierpiała, rozproszyło materię z obu ciał niebieskich. Z materii tej, która pochodziła w większości z Thei w późniejszym okresie uformował się Księżyc.

                                                            Picasso       

wtorek, 3 marca 2020

Zły "piesek" z Kremla pokazuje swoje "kły"...

                                                                                    
W okresie między Świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem doszło do pewnego przekłamania. Kłamstwo to wyszło z ust Władimira Putina, który na jednej z konferencji prasowych obwiniał Polskę za wybuch II-giej wojny światowej. Nazwał także ówczesnego Ambasadora Polski w Berlinie, Józefa Lipskiego (jednego z najlepszych przedwojennych dyplomatów) łajdakiem i antysemicką świnią. Wprost nie mogłem uwierzyć własnym uszom! Przecież to Niemcy do spółki z Rosjanami napadły na Polskę, dokonując IV-go rozbioru Polski... Ale czego się można spodziewać po człowieku, który jeszcze w latach 1975-1990 był funkcjonariuszem KGB....? Prezydent Federacji Rosyjskiej jest zły na Polskę za to że ośmieliliśmy się szukać alternatywnych źródeł ropy i gazu. Mamy co prawda wielkie pokłady gazu w "łupkach" ale technologia wydobycia jest zbyt kosztowna. Więc chcąc nie chcąc musimy gaz kupować. Do tej pory kupowaliśmy gaz i ropę od Rosjan. Ale jak zaczęły się hocki-klocki z przykręcaniem kurka z gazem, trzeba było szukać tego surowca gdzie indziej. Poza tym jest niezadowolony, że “pod jego nosem” stacjonuje amerykański pułk lotnictwa myśliwskiego.

                                                    Picasso

wtorek, 25 lutego 2020

Stary Rok odchodzi, Nowy przychodzi...           

                                                                       
Jeszcze nie tak dawno był Adwent a po nim Boże Narodzenie. Oba te okresy przeminęły niczym "z bicza strzelił".  Dziś o północy pośród zabawy, śpiewów i huków petard pożegnamy stary i powitamy kolejny, 2020 rok. Ten czas jest czasem postanowień na następny rok... Dla ludzi jest to czas zabawy ale dla zwierząt domowych i dzikich niekoniecznie.  Jednak moja opiekunka twierdzi coś innego, twierdzi mianowicie że ma kota który lubi oglądać pokazy fajerwerków. I kiedy są pokazy siedzi na parapecie i z zachwytem je ogląda. Ja jednak sądzę, że patrząc na tą barwną eksplozje fajerwerków w duchu cały drży. 

Niemniej jednak życzę wszystkim tym którzy tu zaglądają:

                            DOSIEGO 2020 ROKU!!!

                                                     Picasso

          Pierniki Babci Ludwiki...

                                                  




Składniki:
2 kg mąki
1 kg cukru                                             Natron rozpuścić
0,5 kg tłuszczu                             w 1 szkl. mleka 
10 jajek
8 łyżeczek sody                                               
0,5 paczki kakao                               Białka ubić                                                                       na pianę.
0,5 słoika litrowego miodu           
Cynamon, goździki, cukier waniliowy, ziele angielskie, imbir

Połowę cukru stopić w aluminiowym garnku, wlewając 1 szklankę wody. Dodać tłuszcz, miód, zmielone korzenie. Przestudzić. Żółtka utrzeć z cukrem, wsypać mąkę, kakao, cukier waniliowy. Wlać natron i dodać karmel. Wyrobić kopystką. Na końcu dodać piane z białek wymieszać! Odstawić na 24h. Piec 9 min. w 250 stopniach Celsjusza. Tylko dolne grzanie, Uważać!
                                                                Picasso

poniedziałek, 24 lutego 2020




                    Adwentowo-Świątecznie...


Co prawda mamy dopiero początek Adwentu, bo to dopiero dziesiąty Grudnia... Jednak czas tych trzech pełnych tygodni, zwanych Adwentem z pewnością będą pełne przygotowań do tych bodaj najpiękniejszych świąt w roku. Ale spróbujmy sobie odpowiedzieć na takie pytanie: dlaczego tak radosne święta obchodzone są akurat w grudniu...? Kiedy to na świecie jest zimno i ponuro... Skoro w żadnej z Ewangelii nie ma nawet cienia wzmianki o tym kiedy Chrystus się urodził. Otóż data ta związana jest z przesileniem zimowym i(...) pogańskimi wierzeniami; rzymskimi saturnaliami i perskiego święta urodzin boga Mitry. Perskie bóstwo, Mitra, było to bóstwo Słońca... Dzień 24 XII jest najkrótszym dniem w roku...  Natomiast dzień 25 XII jest już o tą jedną sekundę dłuższy. A więc po wprowadzeniu Chrzescijaństwa przez Cesarza rzymskiego Konstantyna I postanowiono połączyć oba te kulty w ten sposób że z Saturnaliów wzięto zwyczaj obdarowywania się prezentami oraz pochodów (dziś te pochody znane są prawdopodobnie jako pochody kolędników), a z kultu Mitry wzięto datę: 25.XII oraz zmieniono imię bóstwa Mitra na wcielonego boga Jezusa Chrystusa.

                                                        Picasso      

niedziela, 23 lutego 2020

Cierpienie w samotności... 


Każdy przez to musi przejść... Mowa w tym miejscu o śmierci najbliższej osoby. W moim przypadku była to śmierć mojej Mamy. Jestem osobą niepełnosprawną i byłem święcie przekonany, że Mama umarła bo za dużo zdrowia kosztowała Ją pielęgnacja mnie. To też, jednak prawda jest taka że miała niewykrytego w porę chłoniaka. I tak przez pięć lat, nieświadoma o "tykającej bombie" chodziła i niewątpliwie cierpiała nie skarżąc się nikomu. Chłoniak ten w początkowym stadium jest nie do wykrycia toteż lekarze mimo badań, zauważyli go w ostatnim stadium, kiedy było już za późno.
                                              
             

Dzień jak co dzień, ale...

Jak zapewne wiecie z poprzednich moich postów mam dysfunkcje ruchową i jeżdżę na wózku... Wczorajszy dzień rozpoczął się typowo, herbata mycie wstawanie i ubieranie. Niby nic takiego, czynności takie jakie zwykle robi się rano. Jednak aby mnie posadzić na wózek trzeba użyć do tego podnośnika napędzanego lewarkiem samochodowym. Już rano coś tam w mechanizmie lewarka zgrzytało, zacinało się ale jakoś na wózek usiadłem. Po południu, kiedy mnie kładziono do łóżka, tak gdzieś około godziny szesnastej z minutami lewarek odmówił posłuszeństwa i zaciął się w połowie "swego biegu". Ja wisiałem nad wózkiem tak gdzieś centymetr nad nim a mechanizm ani drgnie. Trzeba było poluzować linę i ostrożnie spuścić mnie z powrotem na wózek. Potem wymontować uszkodzony lewarek i zamienić go na drugi, wciąż działający. Chociaż położenie mnie nieco się przeciągnęło w czasie, jednak byłem szczęśliwy że nocy nie przyjdzie mi spędzić na wózku.

                                                                                Picasso       
 

sobota, 22 lutego 2020

Mentalność leśnych zwierząt...

                                             

Często się słyszy, że wchodząc do lasu trzeba zachować ciszę. Poniekąd tak ale nie wiadomo, jak zachowa się zwierzę kiedy nagle wyjdzie z gęstych zarośli prosto na człowieka. Toteż aby uniknąć spotkania oko w oko ze zwierzyną leśną trzeba zachowywać się normalnie(...) co to znaczy normalnie? To znaczy rozmawiać nawet samym z sobą, jeśli się jest samemu, a jeśli w grupie wędruje się przez las to tym lepiej. Na przykład inaczej będzie zachowywać się sama niedźwiedzica a inaczej niedźwiedzica razem z młodymi. Sama raczej woli zejść człowiekowi z drogi, gdyż człowiek nie należy raczej do ich Menu. One wolą raczej owoce runa leśnego, ryby i miód. Jednak kiedy się napotka niedźwiedzicę razem z młodymi, trzeba się mieć na baczności... Gdyż w obronie młodych może straszyć stając na tylnych nogach i głośno rycząc. A jak to nie daje skutku w ostateczności może nawet pogonić intruza. A uwierzcie, że niedźwiedź tylko pozornie jest taki nieruchawy... Rozdrażniony umie dosyć szybko biegać! 

Natomiast z wilkami jest tak, że tylko jednostki chore na wściekliznę bądź stare. mogą zaatakować człowieka. A tak, ataki zdrowych wilków na ludzi na ogół można schować między bajki. Bo wilki boją się ludzi i wolą raczej zejść człowiekowi z drogi niż spotkać go na swojej drodze. Choć zdania na ten temat są podzielone.
                                                   


Picasso




                  Wycieczki po Tatrach...

                                        Wyprawa na Giewont.

                                                                    
Kiedy już wreszcie "dojrzałem" do tego aby wejść na górujący nad Zakopanem Giewont, bardzo się ucieszyłem. Góra ta, co prawda uważana jest przez niektórych, za górę Ceprów ale ja jako osoba niepełnosprawna wcale się tym nie przejmowałem. Już dawno chciałem się z nią zmierzyć... I wreszcie nadeszły te wakacje na które czekałem... W te wakacje Tata zadecydował że idziemy na Giewont. Na szczyt można dojść dwojako. Idąc szlakiem z Kuźnic przez Halę Kalatówki następnie Halę Kondratową, przełęcz Kondracką. Albo też przez Dolinę Strążyską(...) Jest też trzeci szlak mniej znany, prowadzący z Kasprowego Wierchu. Myśmy wybrali do wspinaczki trasę z doliny Strążyskiej. I tu (praktycznie na samym starcie) okazało się że ta wyprawa może wcale nie dojść do skutku. Na przeszkodzie bowiem stanął mały, acz rwący potoczek nad którym przerzucona była wąziutka, dosłownie dwucentymetrowej szerokości kładka z chyboczącą się barierką. No ale cóż, jak się powiedziało "A" trzeba powiedzieć "B"... Złapaliśmy się pod rękę i tak kroczek po kroczku, pomaleńku przeszliśmy na drugą stronę i ruszyliśmy w stronę Giewontu. Kiedy znaleźliśmy się pod szczytem była godzina osiemnasta, więc trochę z racji późnej pory a trochę z racji że na końcowym podejściu są łańcuchy postanowiliśmy, że damy sobie spokój. Z Giewontu schodziliśmy szlakiem do Kuźnic, przez przełęcz Kondracką, Halę Kondratową na której w schronisku zjedliśmy spóźnioną kolację i po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w stronę Kalatówek. Gdy weszliśmy na Halę Kalatówki ciemno już było "niczym oko wykol" i tylko, stojący obok drogi ponury  budynek schroniska straszył co poniektórych. Nieopodal też majaczyła stacja pośrednia na Myślenickich Turniach kolejki linowej Kuźnice-Kasprowy Wierch.

Kiedy wreszcie zeszliśmy do Kuźnic była godzina dwudziesta trzecia, ostatni autobus zwiał nam niemal z przed nosa... I co teraz...? Wiedzieliśmy doskonale że jeśli nie dotrzemy na kwaterę do godziny dwudziestej czwartej, zacznie nas szukać TOPR. Na szczęście dla nas przyjechała taksówka która przywiozła mieszkańca Kuźnic. I to nas poniekąd uratowało, bo na kwaterę zlądowaliśmy punkt dwudziesta trzecia trzydzieści. Już pierwsze zgłoszenie "poszło" do TOPR-u. Na szczęście TOPR ma taką regułę, że owszem za pierwszym razem przyjmują zgłoszenie ale czekają jeszcze pół godziny za nim, ruszą na akcję. I te trzydzieści minut sprawiły, że ratownicy mogli spać poniekąd spokojnie.



                                                           Picasso    
Godło Polski na przełomie wieków...
Pamiętam bardzo dobrze, jeszcze z ławy szkolnej, widok którego nie zapomnę do końca życia. Otóż, kiedy siedziałem w szkolnej ławie spoglądał na mnie i moich kolegów Orzeł, bez złotej korony, złotego dzioba i złotych szponów, no zgroza...!
                                                          

 A przecież od zarania dziejów nieoficjalnym godłem Polan był  Biały Orzeł z dumnie wzniesioną ku górze ukoronowaną  głową, najczęściej na czerwonej tarczy. Jednak, dopiero od XIII wieku za panowania króla Przemysła II, herb ten stał się oficjalnym godłem Rzeczypospo-litej Polskiej.
                                                    

Mimo, że w latach międzywojennych orzeł został pozbawiony na długie, długie lata korony, to jednak Polski Sejm dwadzieścia pięć lat temu przywrócił orła w koronie jako godło państwowe i zmienił nazwę Państwa z PRL-u (Polska Rzeczpospolita Ludowa) na historyczną RP (Rzeczypospolita Polska).

                                              
      
                                                                           Picasso                                                   
                                                               




piątek, 21 lutego 2020

Letnia tęsknota za działką...

                                                        
   
Jeszcze rok temu cieszyłem się z letniej kanikuły na działce. Jeździłem sobie po działkach, istna wolność, a w tym roku co?! Połowa sezonu letniego za nami, upał nie do spiłowania a ja muszę się kisić w tym "domowym pierdlu"!! To poniekąd skłoniło mnie do napisania tego postu... W tym miejscu muszę przeprosić za niecenzuralne słowa, ale po prostu szlag mnie trafia kiedy pomyślę że w przyszłym roku ta sama sytuacja może się powtórzyć. Mówią mi niektórzy, że lepiej siedzieć w domu w takie upały... Ale ja z doświadczenia wiem że nawet w najgorsze upały, za miastem owszem jest ciepło, ale znośnie bo to wietrzyk zawieje a jeśli nawet wiatru nie ma to od czasu do czasu się zachmurzy i wtedy deszcz pada. Wtedy to rankiem, po wieczornym deszczu tak pachnie Maciejką, że aż coś.    
                                                    
                                                                Picasso
     

Zapomniana Poznańska Wenecja...

Jeszcze do roku 1968 rzeka Warta przepływała przez Poznań innym korytem. Koryto to biegło bliżej Starego Rynku, tzw. Zakolem Chwaliszewskim i przebiegało niemalże tuż przy samych budynkach mieszkalnych. Toteż Poznań często nazywany był Poznańską Wenecją:
                                                     

Warta płynęła tym korytem od zawsze i stanowiła można tak powiedzieć "granicę" miedzy Chwaliszewem i Poznaniem. Było tam bardzo malowniczo, po Warcie pływały jeszcze wtedy barki a z Poznania do Puszczykowa kursowała "Dziwożona", statek wycieczkowy.                                              

 Rzeka była wtedy jeszcze taka czysta że w wyznaczonych do tego miejscach można było się kąpać. Niestety taka bliskość od Starego miasta zmusiła ówczesne władze Poznania do wyprostowania Warty na odcinku Zakola Chwaliszewskiego. Operację tą musiano przeprowadzić z powodu powodzi jakie co roku groziły Staremu  Rynkowi. W zapomnienie poszło nie tylko Zakole i most Chwaliszewski ale także klimat tamtego miejsca. Dzisiaj w tym miejscu są chaszcze i półdziki parking i tylko resztki murów oporowych oraz Złoty krzyż Chwaliszewski (dzisiaj drewniany) przypominają o  świetności tamtego miejsca.
                                                  
   
 Poniekąd Most Chwaliszewski stanowił przeprawę mostową  między Poznaniem a Chwaliszewem, to jednak aby się dostać na Ostrów Tumski trzeba było przejechać Chwaliszewo, Most Cybiński i od tyłu Katedry dostać się na Ostrów Tumski. 
                                                   


                                                                              Picasso
 
 
 
 
 

       
                                                       
                  

Spacerem wzdłuż jeziora Kierskiego...

 Kiedy jeszcze byłem na tyle sprawny, aby wyruszać gdzieś w okolice zielone Poznania, wyruszałem najczęściej autobusem do Krzyżownik, nad jezioro. W tym miejscu muszę nadmienić, że jezioro to jest typu rynnowego, wąskie i długie. W dodatku ukształtowanie terenu w tym miejscu wskazuje na to, że jest to jezioro polodowcowe. Na jednym jego krańcu leży Kiekrz a na drugim wspomniane już  Krzyżowniki. Do jednego jak i drugiego można dojechać autobusem, ale ja niemal zawsze wybierałem spacer, brzegiem jeziora...
                                                    

 Dlaczego...? Ponieważ droga, co prawda jest długa ale wiedzie lasem... Toteż jest cisza, spokój i tylko słychać trele ptaków w koronach drzew a że droga wiedzie prawie brzegiem daje się odczuć nawet w upalne dni lekką bryzę wiejącą od jeziora. Drugi powód jest taki, że prawie każdego razu wracałem z Kiekrza pociągiem. Mimo że z  dworca kolejowego w Poznaniu miałem do domu spory kawałek drogi...

                                                         Picasso